DIARY-------E-PRUS-------ESSAY-------PHILOSOPHE-------POEMS1-------POEMS2

7 września 2008

gdzieś w antycznych Atenach, blisko morza - cz. 4

Między nocą a dniem, więc na krótko przed wschodem słońca... Na ulicach Aten obecna jest martwota - szarość przed brzaskiem. Zatrzymały się strumienie czasu, a w tej pustej przestrzeni, pozbawionej jakby egzystencji, dynamiki wydarzeń... w tej przestrzeni poruszają się dwaj ludzie. Idą w kierunku Pireusu, czyli na południe, lekko skręcając na zachód. Za nimi pozostają Ateny jeszcze pogrążone we śnie.

Czuję zapach morza, a nie zatęchły smród ryb. Otwarta przestrzeń i wiatr, który nigdy nie zamiera - Socratesie, czy morze daje wolność? Np. wyprawa w nieznane - czy taka wyprawa jest doświadczaniem wolności?

Och, drogi Arthmosie, Arthmosie, o czym ty znowu roisz? Po co ci morze? Po co wyprawa? Na co przyda się wolność osobie, która gubi się w dekoracjach? Wyobraź więc sobie, Arthmosie, że otaczająca nas scenografia jest po to, by gubić się w domysłach, jeśli oczywiście dysponujesz nadmiarem czasu. W zasadzie ludzie, chcąc przeżyć np. swoje życie, nie mają czasu na domysły. Wyśmiałoby cię, Arthmosie, wielu prostaków lub wszyscy żyjący prostacy, bo źle stawiasz sprawę. Paradoksalnie mięliby rację, niezaprzeczalną rację o zgrozo. Sam sobie jesteś winny...

Czyli popełniam błąd chcąc wolności, marząc o wolności? Drogi Socratesie, zatem nic już nie rozumiem z twoich nauk... Więc jestem taki głupi?

Znowu przesadzasz nad wyraz. Twój dziadek, Arthmosie, był biegłym i słynnym żeglarzem. Dlaczego? Starał się panować nad żywiołem. Do jakiego momentu, drogi Arthmosie, udaje się nawet najlepszemu spośród ludzi zapanować nad żywiołem, nad dynamicznym morzem... Lecz twój dziadek, Arthmosie, dobrze poznał granice, różnorodne granice - natury, człowieka, scenografii, która nas otacza. Właśnie dlatego był biegłym w swojej sztuce. Ty rzeczywiście chcesz, by morze obdarzyło cię wolnością?

Lecz otwarta przestrzeń, rozproszony błękit, symbolizują wolność. Nie zaprzeczysz temu, Socratesie...

A ty, Arthmosie, chcesz zajmować się symboliką wolności, czy osiągnąć stan wolności?

Nawet nie wiem, czym jest wolność, drogi Socratesie...

Tak, tak. Dobrze to wyraziłeś, drogi Arthmosie. Wreszcie ująłeś istotę naszej sprawy, naszego przedsięwzięcia. Zatem powiedz mi jeszcze, Arthmosie, skąd wiesz, że morze, otwarta przestrzeń, rozproszony błękit, symbolizują wolność, jeśli, jak stwierdziłeś, nie masz wiedzy o wolności?

Tak to czuję...

Dobrze, Arthmosie. Powiedz więc, czy wolność zasadza się na odczuciach, czy na wiedzy?

Socratesie, o wolności trzeba wiedzieć. Odczucia są złudne i błędne. Często prowadzą do błędu metafizycznego...

O! Arthmosie, Arthmosie. Co słyszę, chłopcze? Ty będziesz philosophem - np. już jutro.

Czy znowu nie zrozumiałem, tego, co mogę zrozumieć? Socratesie?

Tak, tak. Arthmosie, mój drogi chłopcze, niechybnie zostaniesz philosophem. Lecz tu rozważ, gruntownie przemyśl, co wybierasz - być philosophem, albo wolnym człowiekiem?

Czuję w tej propozycji, drogi Socratesie, następną pułapkę. Albo chcesz mnie ośmieszyć.

Przed kim ośmieszyć, Artmosie? Tu nie ma nikogo, oprócz nas. Przed Bogami i tak już jesteśmy ośmieszeni. Lecz powróćmy do innej sprawy... Chcesz się przebudzić, drogi Arthmosie? Najpierw to, przede wszystkim to. Rozważ i odpowiedz...