Między nocą a świtem, na krótko przed wschodem słońca, kalendarzowy czas relacji, jego ścisły wyznacznik na razie nie jest istotny. Chłód, szarość i cisza tchną od zabudowań Aten, od wąskich ulic, traktów. Parki, zagajniki drzew i krzewów wypełnia mgła. Trawę nasącza poranna rosa. To więc wszystko jeszcze przed pieśnią ptaków, która pozdrowi powrót słońca. W tym miejscu nie widać Parthenonu. Od strony gaju Academosa szybko idzie jakaś postać, otulona himationem. Przechodzi na skos plac targowy i chyba kieruje się ku wybrzeżu. Na targu zaś w podwojach jednej z bud jest inna postać. Trochę przygarbiona siedzi na deskach pustego straganu, a czasami schyla się i kreśli na ziemi: figury, litery, słowa? Trudno powiedzieć, co kreśli. Ale pierwsza postać nagle zatrzymuje się gdzieś mniej więcej na środku placu targowego. Chyba zauważyła tę inną, ukrytą w podwojach straganu. I po chwili zastanowienia podchodzi bliżej, jeszcze ostrożnie i cicho, lecz im bliżej już wie, kto zacz.
Ach witaj, drogi Socratesie - to ty nie śpisz...
Witaj, witaj, drogi Arthmosie - ta właśnie pora jest najlepsza ku zastanawianiu się; no i czekam na pierwsze światło słoneczne. A ty, drogi Arthmosie, wracasz czy też odchodzisz teraz jeszcze przed wschodem?
W rzeczy samej odchodzę i wracam, jak wyraziłeś, drogi Socratesie. Ot, zgubiłem pismo Agenora, w którym darował mi roczny dług. Teraz błądzę - gdzie mogłem je zostawić. A ty, drogi Socratesie, nie wracasz jeszcze do domu?
W domach wszyscy śpią; poczekajmy aż się obudzą. Zresztą byłoby zbyt wiele pytań, wątpliwości, codziennych problemów. Ta chwila, jakże rozciągła, zawieszona między odchodzącym mrokiem a przychodzącym świtem, drogi Arthmosie, to jeden z najlepszych fragmentów naszej obecności tu. Zważ przy tym, Arthmosie, to jest niepowtarzalny moment. Nie tylko patrząc z perspektywy desek tego straganu, gdzie w ciągu dnia sprzedaje się ryby. Nie tylko... drogi Arthmosie.
Prawdę mówiąc, drogi Socratesie, nie wiem, po co błądzę, czego szukam lub dokąd idę tak wczesnym rankiem poprzez ulice, place, parki i trawniki nieoświetlonych Aten. Gdzie, co, jak... nie wiem, drogi Socratesie. Pogubiłem się...
Pędzi cię chyba idea poznania, drogi Arthmosie - ale to nie kończy się szaleństwem, zatem nie martw się... Ba, bądź nawet pogodny duchem. Ponieważ droga, którą nieopacznie obrałeś, Arthmosie, może doprowadzić do drugiej egzystencji. Patrz - dwie linie życia, dwa ciągi zdarzeń...
To jakby ananke, albo rozliczne konwencje przeznaczeń, na razie utraciły wpływ na twoje kroki. Istotne więc gdzie teraz pójdziesz. Rzecz warta zgubionego pisma Agenora. Nazwałbym twój stan psyche, drogi Arthmosie, indywidualnym misterium. Czy zgadzasz się ze mną?
Śmiejesz się ze mnie, drogi Socratesie. Czy w moje błądzenie przed świtem, tu i teraz w szarudze Aten, wplótł się pathos? Byłbym bodaj pierwszym spośród nadużywających wina; cierpiących na bezsenność z tego też powodu; pierwszym wtajemniczonym, a nawet epoptem...
Drogi Arthmosie, nie mówię o dokonaniach, lecz dopiero o początku twojej przygody z poznaniem. Chyba to dobry moment, by w ogóle rozpocząć... Kiedyś trzeba rozpocząć. I właściciel tego straganu nie umknie idei, koncepcji człowieka, truciźnie, która będąc w nim samym, rozłoży jego codzienną praktykę. Znam tego człowieka, jest sprytny i łapczywy... ba, kiedyś trzeba rozpocząć. A ty, drogi Arthmosie, uświadom sobie dar, który oto teraz otrzymałeś - błądzisz po Atenach z własnej nieprzymuszonej woli. Rzeczywiście trochę się śmieję, lecz to życzliwy śmiech.
Powiadasz więc, drogi Socratesie, że sedno tkwi w błądzeniu. Kiwasz głową, czyli nie zrozumiałem? Jak to pojąć?
Oj, Arthmosie, udajesz, iż nie wiesz. Wszyscy ludzie błądzą; ci, którzy odeszli; ci, którzy obok nas żyją; wreszcie ci, którzy dopiero przyjdą. Tkwią w mrokach po obu brzegach Styxu, potężne siły gruntują sens ich egzystencji. Zresztą oni sami chwalą sobie nikły odblask światła, sądząc, iż gęstniejący mrok chroni ich przed nadmiarem blasku. Tak pielęgnują swoje spojrzenie, wizje świata... A ty, drogi Arthmosie, wybiegłeś nagle poza - właśnie przed świtem. Czy tylko na tę chwilę pobłądziłeś, Arthmosie? Dobrze przemyśl rzecz, nim odpowiesz, mój drogi Arthmosie... Dobrze przemyśl tę rzecz i odpowiedz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz